czwartek, 6 kwietnia 2017

Brzozowe witaminy

W tym roku spróbowałam, bo się tyle nasłuchałam, że zdrowe, napakowane witaminami i inna dobrocią wszelaką. A że własne brzozy w ogrodzie mam, to głupio tak jakoś nie spróbować ;) Smak... żaden specjalny. Coś jak woda, która słyszała o miodzie, ale dawno temu smak się jej wypłukał. Mimo to na zimno wyjątkowo ożeźwiające toto jest. O metodach wielu pozyskiwania soku brzozowego czytałam i wybrałam tę, która mi się wydała najmniej ingerująca w jestestwo drzewa: po prostu przycięcie gałęzi. A gałęzi kilka i tak do przycięcia było. Na daną gałąź nasadziłam butelkę, podwiązałam na gałęzi powyżej, żeby w razie wiatru nie spadła (a u nas to wiać potrafi. Z jednej gałązki w kilka godzin mieliśmy 3/4 butelki,  z drugiej nie chciało lecieć aż tak szybko, ale co było to się z radością wypiło :) Sześcioletni Junior kwiczał z radości mogąc pić sok prosto od brzozy! Skończyło kapać jak rozwinęły się mocniej pąki liściowe, w sumie ponad tydzień radości mieliśmy z jednej brzozy :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz